niedziela, 27 września 2015

Walki pod Bychawą w dniach 6-9.09.1914 r. (cz. 2)


            Od wczesnych godzin porannych 7 września Rosjanie rozpoczęli "zmiękczanie" pozycji przeciwnika huraganowym ogniem artylerii, również znajdujace się w pierwszej linii oddziały piechoty strzelały w stronę wrogich okopów ze wszystkiego co było tylko pod ręką. Ostrzał trwał aż do wieczora - wtedy to znajdujący się bezpośrednio naprzeciwko szczytu Białej Góry 332 pp otrzymał rozkaz zdobycia wzgórza za wszelką cenę.


O tym jak duży respekt zdążyli już poczuć rosyjscy żołnierze przed austro-węgierskimi umocnieniami niech świadczy fakt iż po otrzymaniu w/w rozkazu dowódca 332 pp pułkownik Ełłański otwarcie powiadomił telefonicznie gen. Gliczewskiego iż nie wierzy w powodzenie szturmu. Gliczewski zastosował w tej sytuacji metodę "kija i marchewki" obiecując mu wsparcie pozostałych pułków oraz grożąc postawieniem go przed sądem wojennym w razie nie wypełnienia rozkazu. Poskutkowało. Około godziny 20 wzdłuż całej linii rosyjskiej od Bychawy aż po Wolę Bychawską, wśród nieustannego grzmotu artylerii rozległo się głośne "Ura!" i masa żołnierzy w brunatnych mundurach rzuciła się naprzód. Nie zważając na gwizdające wszędzie kule i padających wokół towarzyszy broni Rosjanie wdarli się na grzbiet wzgórza i po zaciętej walce wręcz wyparli z niego węgierskich obrońców. W walce poległ m.in. dowódca 332 pp, który za odwagę został pośmiertnie odznaczony Orderem św. Jerzego IV Klasy. Węgrzy odskoczyli na kolejną linię okopów przecinającą południowy stok wzgórza i tam powstrzymali ścigających ich Rosjan, którzy zawrócili do zdobytych przed chwilą umocnień na szczycie Białej Góry. Cesarsko-królewscy próbowali jeszcze odzyskać utracone pozycje jednak ich kontratak został odparty i ostatecznie cofnęli się oni na ostatnią już swoją linię obrony pod folwarkiem Marysin.
 
Okopy austro-węgierskie.
 
            Zapadła noc, jednak tym razem nie miała ona być spokojna. Około godziny 22 oddziały austro-węgierskie podpaliły zabudowania Marysina oświetlając sobie w ten sposób przedpole w obawie iż Rosjanie mogą chcieć pójść za ciosem. Okazało się iż miały one przysłowiowego “nosa” gdyż rozochocony odniesionym sukcesem i liczący na chwilowe zdezorganizowanie jednostek przeciwnika dowódca rosyjskiego XVI Korpusu rzeczywiscie nakazał kontynuowanie natarcia - na nic zdały się tu protesty gen. Gliczewskiego, który słusznie argumentował iż atak wyczerpanych walką jednostek na umocnioną pozycję wroga i to jeszcze w odkrytym i oświetlonym pożarem terenie oznacza samobójstwo. Rozkaz utrzymano w mocy i Rosjanie zaatakowali powtórnie, lecz zgodnie z przewidywaniami atak został odparty z dużymi stratami wśród nacierających, a zachęceni tym obrońcy przeszli do kolejnego kontrataku, w którym rzekomo użyli nawet samochodów pancernych. Ta ostatnia informacja (przytaczana w pamiętnikach gen. Gliczewskiego) wydaje się być mało prawdopodobna gdyż w roku 1914 armia austro-węgierska nie posiadała jeszcze własnych samochodów pancernych – być może zatem Węgrzy użyli wówczas zdobycznych rosyjskich samochodów lub po prostu podkomendni gen. Gliczewskiego celowo wyolbrzymili siły przeciwnika, próbując w ten sposób usprawiedliwić swoją porażkę. A mieli co usprawiedliwiać: kontratak rozpędził bowiem znajdujących się na jego drodze żołnierzy ze 164 pp i Węgrzy przebiwszy się przez zajmowane przez w/w pułk okopy a potem przez wschodnią część Bychawy zostali powstrzymani dopiero ok. kilometr na północ od zabudowań folwarku Wandzin.

            Wstający dzień 8 września także nie przyniósł oczekiwanych przez rosyjskie dowództwo rezultatów. Planowane na ten dzień połączenie się w okolicach Zaraszowa z jednostkami Korpusu Gwardii i wspólne uderzenie z tamtej strony na austro-węgierskie pozycje nie doszło do skutku a w pojedynkę postrzelane i wyczerpane dotychczasowymi walkami oddziały nie zdołały posunąć się do przodu ograniczając się jedynie do umocnienia się na zdobytych do tej pory stanowiskach na południowych zboczach Białej Góry. O zaciętym i wyczerpujacym psychicznie charakterze walk przekonał się naocznie sam Gliczewski gdy po południu obok jego punktu obserwacyjengo, znajdującego się na wzgórzu na północ od Bychawy pojawił się nagle oficer 332 pp bez czapki na głowie, z rewolwerem w ręku i tocząc wokół błędnym wzrokiem krzyczał: "Nie, ja dłużej nie mogę, ja zginę, tam dłużej nie da się utrzymać, tam piekło!".
 
Rosyjska artyleria.
 
            Rozkazy na dzień 9 września dla jednostek rosyjskich stojących pod Bychawą były również utrzymane w ofensywnym tonie, tyle że tym razem główny nacisk położono w nich na prawe skrzydło i zdobycie leżących na południowy-zachód od Bychawy Grodzan i Leśniczówki. Celem ataku miały się stać również umocnienia austro-węgierskie w okolicy folwarku Marysin. Działające na tym kierunku rosyjskie bataliony z 332 i 187 pp zostały wzmocnione rezerwami, z kolei nieprzyjacielskie pozycje starano się maksymalnie osłabić trwającym od rana ostrzałem artyleryjskim. Do ataku miały przystąpić także sąsiednie odcinki i to one odniosły pierwszy sukces: około godziny 14.30 na południowym-wschodzie od strony Zaraszowa dostrzeżono bowiem wycofujace się niewielkie grupki żołnierzy przeciwnika - znak, że niezłomny dotąd opór cesarsko-królewskich żolnierzy został ostatecznie przełamany. Na ten widok morale szykujacych się pod Bychawą do ataku rosyjskich żołnierzy niewątpliwie znacząco wzrosło i gdy o 15.30 otrzymali oni rozkaz do szturmu, nie trzeba im było tego dwa razy powtarzać. Najeżone bagnetami brunatne szeregi ochoczo rzuciły się w kierunku wrogich okopów - przed znajdującymi się w nich węgierskimi żołnierzami, którzy również dostrzegli wycofujących się współtowarzyszy otworzył się teraz szeroki wachlarz możliwości: poddać się, uciekać lub walczyć (i najpewniej zginąć). Część z nich wybrała pierwsze rozwiązanie, reszta zdecydowała się na ucieczkę - na bohaterską śmierć nie było chętnych.

            W wyniku przełamania pozycji austro-węgierskiego V Korpusu w okolicach Bychawy oraz oskrzydlenia cesarsko-królewskiej 1 Armii przez nadchodzące od wschodu kolejne jednostki rosyjskie nastąpił dalszy odwrót wojsk cesarza Franciszka Józefa I w kierunku południowo-zachodnim. W okolice Bychawy powróciły one dopiero w lecie 1915 r.

            Po przejściu frontu tyłowym jednostkom rosyjskim przypadło zadanie uporządkowania pól bitewnych i pochowanie setek poległych żołnierzy. Zachowanymi do dzisiejszych czasów pamiątkami tamtych wydarzeń w dzisiejszym krajobrazie okolic Bychawy są pozostałości cmentarzy wojennych – w Bychawce oraz samej Bychawie (kwatera na cmentarzu parafialnym oraz cmentarz na Białej Górze).
 
Bibliografia:
1. Bator J., Wojna galicyjska, Kraków 2008
2. Biełoj A., Galicyjskaja bitwa, Moskwa 1929
3. Dąbrowski M., Cmentarze wojenne z lat I wojny światowej w dawnym województwie lubelskim, Lublin 2004
4. Gliczewskij K.L., Bojewyje diejstwa wtorooczeriednych diwizii w mirowuju wojnu, Moskwa-Leningrad 1928
5. Kawaliery Wojennogo Ordiena Swijatogo Wielikomuczenika i Pobiedonosca Georgija za period s 1914 po 1918 g, Moskwa 2008
6. Österreich-Ungarns letzter Krieg 1914-1918. Erster Band, Das Kriegjahr 1914, Wiedeń 1931
 
Zdjęcia:

Literatura dot. I wojny światowej w ofercie księgarni KsiegarniaNapoleon.pl

2 komentarze:

  1. Zdjęcia są podglądowe czy faktycznie były wykonane pod Bychawą?

    OdpowiedzUsuń