sobota, 17 października 2020

Bezimienny grenadier.

 

Tym razem zapraszam do lektury krótkiego opowiadania, opisującego nieznany epizod z walk w okolicach Puław podczas Drugiej Bitwy Dęblińskiej. Rzecz miała miejsce 21.10.1914 r., gdy ubezpieczające prawe skrzydło natarcia w kierunku Dęblina jednostki węgierskiej 37 Dywizji Piechoty Honwedu nawiązały kontakt bojowy z wysuniętymi na lewy brzeg oddziałami rosyjskich zwiadowców. Jednym z nich był oddział grenadierów z 12 pp gren., pod dowództwem kapitana Wasilija Zgórskiego.

Poniższy artykuł jest tłumaczeniem artykułu autorstwa P.Suszilnikowa, zamieszczonego w czasopiśmie Wojennaja Był.

Dowódca astrachańskich grenadierów (przyp.aut: pułkownik Michaił Hilariewicz Piestrzecki, d-ca 12 pp grenadierów) otrzymał telefoniczną depeszę z artyleryjskiego punktu obserwacyjnego, iż od strony nieprzyjacielskiego (lewego) brzegu Wisły płynie ku nim jakiś człowiek.

Gdy pułkownik wraz z grupą oficerów podszedł na brzeg, ów człowiek właśnie do niego dopływał chociaż widać było iż robi to resztkami sił. Nagle uniósł ręce do góry i skrył się pod wodą – na powierzchni została tylko jego czapka, która z daleka wyglądała jak ciemna plama na wodzie. Kilku grenadierów zbiegło nad brzeg i ze swoich płaszczy utworzyli swego rodzaju sieć, w którą chcieli złapać tonącego. On sam wreszcie pokazał się znów na powierzchni, nogami dostawszy dna.

„Poczuł dno…poczuł dno!” rozległy się radosne okrzyki. Pływak z trudem zaczął iść ku brzegowi, wreszcie wyszedł nań i zaczął się zbliżać do obserwującej go grupy. Para unosiła się nad nim – była wszak już druga połowa października i woda w rzece była dość zimna.

Zatrzymawszy się trzy kroki od pułkownika, pływak zdjął z szyi pudełko na sznurku i podając je zaraportował: „Wasze Wysokobłagarodie, wiadomość od kapitana Zgórskiego”.

„Dziękuję za ten bohaterski czyn. Teraz…” – pułkownik nie dokończył mówić, gdyż nagi grenadier nagle szeroko rozłożył ręce, zamachał rękami i upadł. Lekarz wraz z felczerem doskoczyli do niego, jednak było już za późno.

„Serce nie wytrzymało…” – poważnym głosem ocenił lekarz.

W znajdującym się w pudełku meldunku kapitana Zgórskiego, znajdowało się przybliżone położenie jego oddziału i sytuacja bojowa. Z treści meldunku wynikało iż jest ona niemal krytyczna – zwiadowcy znajdowali się w opuszczonym kamieniołomie i w każdej chwili mogli być wykryci przez przeciwnika (przyp.aut.: jednostki węgierskiej 37 Dywizji Piechoty Honwedu), na którego tyłach się znajdowali. Naboje były na wyczerpaniu.

W odpowiedzi pułkownik napisał krótki rozkaz, by Zgórski pozostał na miejscu i nie ryzykując przeprawy na prawy brzeg czekał na przeprawę głównych sił i dopiero wtedy dołączył do pułku. Z grupy otaczającej dowódcę wystąpił jeden z grenadierów i zwrócił się do niego: „Wasze Wysokobłagorodne, pozwólcie mnie dostarczyć ten rozkaz”.

„Jak tego dokonasz?” – zapytał dowódca.

„Gdy przepłynę Wisłę znajdę ubranie i broń zmarłego i stamtąd będę przedzierał się do kamieniołomu. I tak znajdę nasz oddział”.

„Skoro tak to z Bogiem, ruszaj. Masz tu, wypij łyk by nie zdrętwieć, reszta na drugim brzegu” – i pułkownik podał mu butelkę z koniakiem.

Nie zrażało śmiałka to że pięć kroków od niego leżało jeszcze ciało poległego, który podjął się podobnego wyczynu. Szybko się rozebrał, oddał ubranie stojącemu obok żołnierzowi, nagie ciało przepasał ładownicę z nabojami, do szyi przywiązał pudełko z rozkazem oraz flaszkę z koniakiem, przeżegnał się i z rozbiegu skoczył do wody. Całe jego zachowanie wskazywało na to iż był przyzwyczajony do wody i musiał wychowywać się nad jedną z wielkich, rosyjskich rzek.

Ochotnikowi przyszło płynąć pod prąd i widać było że nieco go znosi w prawą stronę. Jednak przeprawa udała się – po pewnym czasie wyszedł z wody i zaczął iść wzdłuż brzegu kryjąc się w krzakach. Po przejściu około trzystu kroków usiał i zaczął się ubierać – znalazł odzież swojego niefortunnego poprzednika. Potem pomachał czapką w stronę obserwującej go grupki i zniknął w zaroślach.

Historia nie zachowała imienia poległego. Epizod ten przyćmiły bowiem następujące po nim wydarzenia, tj. przeprawa głównych sił rosyjskich przez Wisłę i toczone w następstwie tego uporczywe walki, podczas których oddział kapitana Zgórskiego przebił się do macierzystego pułku.

Nad naprędce wykopaną w szarym piasku mogiłą, położoną nad mętnymi wodami Wisły, skłonili głowy dowódca pułku, oficerowie i szeregowi żołnierze oddając cześć żołnierzowi, który swój bohaterski czyn przypłacił śmiercią. Wraz z dymem kadzideł wzniosła się modlitwa naszego kapelana „Boże, Ty znasz jego imię”.