W okresie I wojny światowej Wąwolnica miała to szczęście nie znaleźć się w bezpośredniej strefie prowadzonych działań wojennych, pomimo tego iż w latach 1914-15 front przetaczał się przez Lubelszczyznę trzykrotnie. Na początku, w sierpniu 1914 r., ofensywa wojsk austro-węgierskich zatrzymała się 15 km na południe stąd, pod Bełżycami i Poniatową – stało się tak na skutek niepomyślnego dla Austriaków obrotu spraw na prawym skrzydle ich armii w rejonie Lwowa, który ostatecznie zmusił ich do odwrotu z zajętych terenów Lubelszczyzny; niecałe dwa miesiące później, w październiku, kolejny atak armii Sprzymierzonych (w ramach Operacji Warszawsko-Dęblińskiej) został powstrzymany przez Rosjan ok. 20 km na zachód od Wąwolnicy, na lewym brzegu Wisły, w krwawych bitwach pod Janowcem, Górą Puławską i Dęblinem; z kolei latem 1915 r. wycofujący się z terenów Lubelszczyzny Rosjanie przygotowali swoje linie obronne na południe od Wąwolnicy, ponownie w okolicy Bełżyc i Poniatowej oraz ok. 15 km na północ, pod Kurowem i Markuszowem. Wąwolnica znalazła się zatem za każdym razem nie w strefie walk ale w strefie przemieszczania się jednostek wojskowych spieszących na pobliski front.
W drugiej połowie października 1914 r. miejscowość była świadkiem przemarszu jednostek rosyjskich zmierzających na pole bitwy pod Górą Puławską i Dęblinem – 15 października pojawiła się tutaj Samodzielna Brygada Kawalerii Gwardii pod dowództwem słynnego później gen. Carla Gustafa Mannerheima a kilka dni później jednostki XIV Korpusu gen. Murdas-Żylińskiego. Należącym do tego korpusu Kozakom z 1 Dywizji Kozaków Dońskich gen. Werszinina przemarsz przez Wąwolnicę urozmaiciło bombardowanie w wykonaniu niemieckiego samolotu rozpoznawczego, które jednak nie przyniosło Rosjanom większych szkód.
Zimą 1914 r. w Wąwolnicy nastąpiło istotne, choć tym razem nie-wojenne wydarzenie: 20 grudnia biskup lubelski Marian Leon Fulman konsekrował nowo zbudowany (budowa trwała od roku 1907) kościół św. Wojciecha – obecną bazylikę.
Niemieccy artylerzyści na tle kościoła.
Zmienne koleje wojny zmusiły latem 1915 r. wojska rosyjskie do ostatecznego opuszczenia terenów Lubelszczyzny - odwrót odbywał się w formie odskoków z jednej na drugą linię obrony, na których starano się maksymalnie opóźnić pochód wojsk niemieckich i austro-węgierskich. Wąwolnica znalazła się pomiędzy dwoma takimi liniami, wspomnianymi na wstępie. Rankiem 29 lipca mieszkańcy Wąwolnicy usłyszeli dobiegający z południa huk wystrzałów artyleryjskich i karabinowych - to szturmowane były rosyjskie pozycje obronne na linii Bełżyce-Opole Lubelskie a już podczas wczesnych godzin porannych następnego dnia, 30 lipca, od strony Niezabitowa nadeszły wycofujące się z okolic Poniatowej pododdziały rosyjskiego XXV Korpusu gen. Ragozy podążając na północ, w stronę kolejnej linii obronnej w rejonie Markuszowa. Być może z powodu pośpiechu i bliskości przeciwnika Rosjanie tym razem niezbyt skrupulatnie zastosowali typową dla nich taktykę „spalonej ziemi” – dzięki temu od zniszczenia ocalała większość okolicznych zabudowań i pól uprawnych. Parę godzin później tą samą drogą nadeszły ścigające Rosjan jednostki niemieckie, należące do 47 Rezerwowej Dywizji Piechoty gen. Bessera. Wśród nich znaleźli się m.in. żołnierze 19 Rezerwowego Batalionu Strzelców - ich kronikarz tak opisał pobyt strzelców w Wąwolnicy:
"(...) marsz był kontynuowany do Niezabitowa a potem (...) do Wąwolnicy, celem zajęcia wzgórz leżących na północ i pólnocny-zachód od tej wioski. To zadanie otrzymała 1 Kompania.
Żołnierze 19 Rezerwowego Batalionu Strzelców na głównej ulicy.
Kiedy Batalion odpoczywał na rynku-targowisku w Wąwolnicy, podeszli doń żydowscy kupcy i oferowali sprzedaż ogromnych, świeżo wypieczonych białych chlebów. Świeża kawa i biały chleb stanowiły wyborne jedzenie, szczególnie gdy strzelec Stammer z 4 Kompanii przyniósł jeszcze wiadro miodu, który musiał wypaść z jakiejś barci. Żołnierze przybywając do kolejnych miast wciąż dziwili się nadzwyczajnej liczbie Żydów w nich, którzy stale i bez wyjątku oczekiwali przybycia niemieckich oddziałów z radosnym uśmiechem i uniżonymi ukłonami. Ledwie oddziały się zatrzymały jak już pojawiali się oni z towarami wszelakiej maści by oszachrować łatwowiernych i chętnych do kupowania niemieckich żołnierzy. Oczywistym celem oszustw byli wygłodniali żołnierze, którzy nie przykładali żadnej miary do rzeczywistej wartości oferowanych towarów – chodziło tu głównie o słodkie pieczywo i czekoladę, czasami też o herbatę i kakao. Żydzi w Wąwolnicy rozpoznawszy wilczy apetyt strzelców mieli zamiar zebrać za pomocą swojego białego chleba, za który żądali niebotycznych cen, olbrzymie żniwo. Musieli jednak wybierać pomiędzy uczciwą sprzedażą a porządną garścią kijów – ostatecznie przeważyło to pierwsze. W ten sposób strzelcy uzyskali wspaniałe i jednocześnie tanie specjały.
Odpoczynek na rynku.
Około godziny 19 Batalion rozłożył się biwakiem na zachodnim krańcu wsi podczas gdy sztab zakwaterował się na plebanii.
Wedle rozkazu (...) Batalion miał 31 lipca osiągnąć do 7 rano Buchałowice i w tym celu wymaszerował w tamtym kierunku o godzinie 5.15 rano (...)".
Sztab Batalionu podczas pojenia koni.
Kilkanaście godzin później z północy dobiegł odgłos kolejnej, gwałtownej kanonady...
Bibliografia:
1. Fahrtmann Albert, Das Reserve-Jäger-Bataillon Nr. 19 im Weltkrieg, Berlin 1929;
2. Korolkow G.K., Warszawo-Iwangorodskaja opieracija, Moskwa 1923;
3. Pardyka Anna, „Zarys historii Wąwolnicy”, na: www.sanktuarium-wawolnica.pl;
4. Rostworowski Stanisław, „Antoni Rostworowski – dziedzic z Kębła”, na: www.sanktuarium-wawolnica.pl;
5. Stefanowskij, Wielikij pochod, w: “Wojennaja Byl” 1974, nr 128.
Zdjęcia:
1. In West Und Ost. Kriegsbilder aus der Geschichte der 47. Reserve-Division, Monachium 1917.
Dzięki wielkie za ten cały blog. Czytam go od dłuższego czasu i czekam zawsze na następne twoje teksty.
OdpowiedzUsuńTo zdjęcie rynku świetne!! Jak bym cofnął się w czasie
OdpowiedzUsuń