wtorek, 18 sierpnia 2015

Działania niemieckiego 217 Rezerwowego Pułku Piechoty pod Markuszowem w dniach 31.07-03.08.1915 (cz.1)

Przełamanie rosyjskiego frontu pod Gorlicami w pierwszych dniach maja 1915 r. doprowadziło w efekcie do generalnego odwrotu wojsk rosyjskich, w trakcie którego armie austro-węgierskie i sprzymierzone z nimi oddziały niemieckie stopniowo odzyskiwały utracone wcześniej tereny i zajmowały w pościgu coraz większe obszary Królestwa Polskiego. Rosjanie cofali się stawiając zacięty opór na kolejnych liniach obrony – jedną z nich, na której walki rozgorzały w dniach 31 lipca – 3 sierpnia 1915 r. była pozycja ciągnąca się od wzgórz leżących na północ od Lublina wzdłuż drogi prowadzącej z Lublina do Kurowa i dalej do Puław. Na tej linii przyszło toczyć ciężkie walki m.in. Legionistom Piłsudskiego (słynna bitwa pod Jastkowem), natomiast na odcinku Kurów-Markuszów chlubne karty swej historii zapisała w tych dniach niemiecka 47 Rezerwowa Dywizja Piechoty.

Dywizja, która w 1915 r. składała się z dwóch brygad: 93 (217 i 218 rezerwowy pułk piechoty – dalej rez. pp) i 94 (219 i 220 rez. pp), swój szlak bojowy rozpoczęła w okolicach Verdun we Francji jednak z końcem 1914 r. została przetransportowana na Front Wschodni. Tu wzięła udział w przełamywaniu rosyjskich pozycji w Beskidach na wiosnę 1915 r. a latem 1915 r., przydzielona do austro-węgierskiej 4 Armii i należącego do niej VIII Korpusu, znalazła się na terenach Lubelszczyzny działając w okolicach Kraśnika, Chodla i Nałęczowa.

31 lipca o godzinie 5.45 rano 217 rez. pp wymaszerował z Nałęczowa. Przed Piotrowicami Małymi przecięto linię kolejową Chełm-Nowa Aleksandria (dzisiejsze Puławy) i skierowano się w kierunku Bronic, gdzie pułk otrzymał rozkaz by w pociętej wąwozami dolinie rzeki Kurówki, na północ od Kalenia, przygotować się do działań ofensywnych. Zadanie rozpoznania terenów leżących na osi planowanego natarcia otrzymał II batalion. Rozpoznanie wykryło najpierw obecność rosyjskich ubezpieczeń na północnych krańcach doliny, które jednak nie stawiły oporu i wycofały w kierunku północnym. Patrole stwierdziły następnie iż nieprzyjaciel zajmuje słabo obsadzone (jak się wtedy jeszcze wydawało) pozycje na północ od szosy Markuszów-Kurów, które ciągnęły się w kierunku północno-zachodnim od wzgórza 186. Swoistym dopełnieniem prowadzonego rozpoznania było pochwycenie pierwszych jeńców w liczbie 62. Miało to miejsce na obrzeżach Markuszowa w Łanach, gdzie zapędziła się ubezpieczająca rozpoznanie od strony Zabłocia 5 komp./II.
 

                                           pierwsza linia obrony Rosjan na odcinku 217 rez. pp

                                          druga linia obrony Rosjan na odcinku 217 rez. pp
 
            Dysponując najnowszymi wiadomościami o przeciwniku dowództwo 93 Brygady opracowało plan ataku, zgodnie z którym 218 rez. pp (zajmujący pozycje na wschód od 217 rez. pp) miał zaatakować wzgórze 186 i teren na zachód od niego, natomiast 217 rez. pp przypadło zajęcie wzgórz do linii: wschodnia krawędź stawów w Płonkach – wzgórze 158 na południe od Kłody. W tym celu bataliony I/217 i III/217 rozwinęły się na lewo od znajdującego się do tej pory w pierwszej linii II batalionu. Dalej na zachód znajdowały się pozycje 219 rez. pp z 94 Brygady.
 
            Atak rozpoczął się o godzinie 16.15. Rozwinięci w tyraliery żołnierze poruszając się szybkimi skokami ok. godziny 18.30 osiągnęli linię porośniętych zbożem wzgórz przylegających do szosy Markuszów-Kurów. Tkwiący w swoich okopach Rosjanie nie dali się zaskoczyć i z miejsca atakujący dostali się pod silny ostrzał z broni ręcznej i maszynowej, nie próżnowała także nieprzyjacielska artyleria. Wskutek takiego przyjęcia tempo natarcia gwałtownie spadło, jednak poszczególne kompanie posuwały się wytrwale naprzód, nie zważając na ponoszone straty. Około godziny 21.00 Niemcy dotarli na odległość pozwalającą na bezpośredni szturm umocnień rosyjskich. Dokonano ostatnich przemieszczeń jednostek (m.in. podciągnięto na pierwszą linię dwie znajdujące się w rezerwie kompanie) i dano sygnał do szturmu. W zapadających ciemnościach kompanie wdarły się do nieprzyjacielskich okopów – walka wręcz trwała stosunkowo krótko i zakończyła się wyparciem Rosjan z zajmowanych pozycji. Zwycięski szturm kosztował jednak Niemców wielu zabitych i rannych, również w kadrach oficerskich. Ranny został m.in. dowódca I batalionu major von der Osten i jego adiutant porucznik Schellert, podobnie jak i dowódca   4 komp./I porucznik Rosenow. Stracono także podporucznika Bischoffa z 3 komp./I oraz dowódcę 7 komp./II podporucznika Schrötera, który został raniony w pierś i zmarł w punkcie opatrunkowym (nagrobki dwóch ostatnich oficerów zachowały się do dziś na cmentarzu wojennym w Olesinie). Wszystkie bataliony przeszły tymczasowo do obrony wykorzystując zdobyte umocnienia przeciwnika. W samą porę, bowiem już o godzinie 23.00 rozległo się głośne Urra! i nastąpił pierwszy kontratak rosyjski na pozycje II batalionu, został jednak krwawo odparty. O godzinie 1.00 w nocy Rosjanie kontratakowali również na odcinku I batalionu, a o 3.00 nad ranem na odcinku III batalionu – we wszystkich przypadkach bezskutecznie. Kolejne kontrataki już nie nastąpiły i nad polem bitwy zapadła cisza.
 
Widok ze wzgórza 186 na południe, w kierunku szosy Markuszów-Kurów (fot. P.G.)
 
            Jeden z uczestników walki, sierżant Paul Weiss z 1 komp./I, tak opisywał później te wydarzenia:
„O godzinie 4 po południu nadszedł rozkaz abyśmy grupkami przesunęli się ku szosie Markuszów-Kurów, za którą lekko wznosiło się wzgórze będące celem ataku [wzgórze 186 – przyp. aut.]. Zachowując spore odległości miedzy sobą ruszyliśmy skokami naprzód. Wśród żółtych łanów żyta i owsa stanowiliśmy dobry cel dla nieprzyjacielskich strzelców i szybko dostaliśmy się pod ich morderczy ostrzał. Drużyny rozluźniły szyk. Z jednej strony rozległo się wezwanie do ataku na bagnety, z drugiej ktoś zaczął wołać sanitariuszy. Do tego nieprzyjacielskie baterie zaczęły zasypywać nas szrapnelami. Do godziny 6 po południu, kiedy to osiągnęliśmy rów przy szosie, prawie połowa z nas została po drodze trafiona. Z mojej drużyny pozostało jedynie 4 ludzi. Pewnemu 40-letniemu siwobrodemu landwerzyście, który mimo swego wieku był jednym z naszych najodważniejszych żołnierzy, przestrzelono twarz, inny został jednocześnie trafiony dwoma kulami. Naszemu majorowi von der Ostenowi odstrzelono szpic z hełmu. Z napływających stopniowo informacji wynikało iż 1 kompania zostawiła po drodze 50 ludzi.
Rosyjskie okopy dostały się teraz pod nasz ostrzał. W zapadającym zmierzchu nadeszły również pozostałe kompanie. Dano sygnał do szturmu. Rozbrzmiał ochrypły ryk Hurra! i kolumny rzuciły się do ataku. Przyjął nas tak wściekły ogień z broni ręcznej i maszynowej, że musieliśmy przypaść do ziemi. Major von der Osten pociągnął nas do przodu. Ponownie rzuciliśmy się skokami naprzód. Rosyjski ogień wkrótce ucichł – nieprzyjaciel rzucił się do ucieczki, ścigany naszym ogniem. Obsadziliśmy uparcie bronione okopy, które po mistrzowsku nawzajem się flankowały. Otwory strzelnicze wykonaliśmy po ich drugiej stronie i wystawiliśmy czujki na przedpolu. Około 3 rano na przedpolu pojawiły się gęste rosyjskie kolumny. Głośno krzycząc starali się wprowadzić nas w błąd iż chcą zdezerterować. Ostrzeżeni wcześniejszymi takimi manewrami i bojąc się podstępu otworzyliśmy do nich ogień i dopiero teraz większość z nich rzuciła broń i przeskoczyła za nasze okopy. Pozostali uciekli.
1 kompania ucierpiała najbardziej: 7 zabitych i 53 rannych; 130 ludzi wyruszyło dalej. Nieprzyjacielskie kule zebrały szczególnie duże żniwo wśród starej kadry 217 pułku, która wyruszyła z nim w pole jeszcze z Magdeburga. Ludzie czuli się nieswojo po tym jak okazało się iż major von der Osten został ciężko ranny a jego adiutantowi przestrzelono rękę.”


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz