czwartek, 15 maja 2025

Fortyfikacje polowe na przedmościu puławskim w kampaniach roku 1914 i 1915.

 

Jeżeli uda nam się odnaleźć w literaturze lub w materiałach publikowanych w sieci coś na temat walk, toczonych podczas I wojny światowej na „puławsko-kazimierskim”, lewym brzegu Wisły – będą to zapewne mniej lub bardziej szczegółowe opisy działań armii niemieckiej i austro-węgierskiej z jednej strony oraz rosyjskiej z drugiej, przeprowadzanych jesienią 1914 r. w ramach Pierwszej i Drugiej Bitwy Dęblińskiej, być może natrafimy także na pewne wzmianki na temat działań wzdłuż brzegu Wisły w lipcu 1915 r. Jednak niewiele – lub wręcz wcale – miejsca, poświęcano do tej pory „technicznemu” aspektowi ww. zmagań, jakim były wykorzystywane podczas nich fortyfikacje polowe. Z tych ostatnich, źródła odnotowują z reguły jedynie silne rosyjskie umocnienia polowe, osłaniające przyczółek mostowy w Nowej Aleksandrii (obecne Puławy) oraz oczywiście dęblińską twierdzę fortową. I tyle. Jednak działania toczyły się także w szerokim promieniu na południowy-zachód od nich - czy tam walczono wyłącznie manewrowo, bez wykorzystania jakichkolwiek, nawet prowizorycznych umocnień? Otóż nic bardziej mylnego… Lewobrzeżny obszar dzisiejszego powiatu puławskiego jest pełen pozostałości fortyfikacyjnych z czasów I wojny światowej, chociaż ich układ jest stosunkowo mało czytelny – raz, z powodu upływu czasu i działalności sił natury, a dwa, ze względu na nawarstwienie się w tym rejonie reliktów fortyfikacji polowych z okresu II wojny światowej. Spróbujmy jednak rzucić na „okopy” z lat 1914-15 jak najwięcej światła…

 

Zarys historyczny.

Podczas walk z października 1914 r., umocnienia polowe – nie licząc przygotowanego zawczasu przyczółka mostowego pod Górą Puławską – były prowizoryczne i tworzone ad hoc, w zależności od aktualnego przebiegu linii frontu, która zmieniała się wówczas dość dynamicznie. W przeważającej ilości miały one postać najprostszych ukryć, które żołnierze byli w stanie szybko wykonać w ogniu walk – głównie pojedyncze dołki strzeleckie, z rzadka łączone w większy ciąg okopów, a jeśli nawet, to miały one niepełny profil i były pozbawione bardziej zaawansowanych osłon czy przeszkód, na wykonanie których zwyczajnie nie było czasu. Jeśli chodzi o ich umiejscowienie w terenie to ewentualnych pozostałości należałoby szukać tam, gdzie doszło do dłuższej wymiany ciosów pomiędzy wojskami Sprzymierzonych i pułkami carskimi. Odpadają tu zatem spotkaniowe bitwy z początku października 1914 r., toczone wzdłuż szosy Puławy-Zwoleń oraz w okolicy Janowca – niemieccy i rosyjscy żołnierze wpadli wówczas na siebie raczej przypadkowo i w krótkotrwałych walkach wykorzystywali zapewne istniejące, naturalne osłony terenowe, nie próbując wykonywać na większą skalę „saperskiej roboty”. Nieco inaczej sytuacja wyglądała zapewne pod koniec października 1914 r., choć i tutaj nikt z początku nie zamierzał toczyć walk pozycyjnych w okopach – austro-węgierski V Korpus zmierzał ochoczo w stronę Dęblina, wysuwając w stronę Góry Puławskiej jedynie słabe ubezpieczenia, również rosyjskie bataliony z XXV Korpusu, forsujące akurat tutaj Wisłę, nie zamierzały poprzestać na zajęciu jedynie przyczółka mostowego. Początkowo musiał on im jednak wystarczyć, gdyż w pierwszej fazie operacji zdecydowaną przewagę liczebną mieli tu Węgrzy z 37 Dywizj Piechoty Honwedu, którzy szybko zepchnęli Rosjan do obrony w obrębie umocnień wokół Góry Puławskiej.

Tutaj krótki rzut oka na najbardziej rozbudowaną rosyjską pozycję obronną na lewym brzegu Wisły tj. właśnie przyczółek mostowy wokół Góry Puławskiej. Znajdowała się ona ok. 1,5 km od mostu na Wiśle i została wykonana w dniach 2-9 października przez wydzielony oddział w postaci dwóch pułków grenadierów (3 Pernowski i 4 Nieświeżski) wspartych dwoma bateriami artylerii polowej i baterią artylerii ciężkiej. Obejmowała dwie reduty dla piechoty oraz okopy o pełnym profilu o długości 6 km, osłonięte dodatkowo ściętymi konarami drzew, minami-pułapkami oraz odpalanymi z linii okopów fugasami. Sporządzone po październikowych walkach niemieckie relacje określały je mianem „niezdobytych”, jednak sami obrońcy zwracali uwagę na utrudnienia w postaci wąwozów, które znajdowały się na podejściach do umocnień, umożliwiające skryte podejście doń przeciwnika oraz utrudniające pracę obserwatorów, kierujących ogniem artylerii.

 

 

Napływające stopniowo na lewy brzeg Wisły rosyjskie posiłki wkrótce odwróciły sytuację. W toku zaciętych walk, do jakich doszło pomiędzy 24 a 27 października, obydwie walczące strony wspomagały się naprędce wykonywanymi umocnieniami polowymi – bardziej defensywny (a tym samym bardziej rozbudowany) charakter miały te austro-węgierskie, na których cesarsko-królewscy żołnierze starali się desperacko powstrzymać masy rosyjskiej piechoty, przelewające się coraz większymi falami od strony przeprawy pod Puławami (jak wiemy do dwóch dywizji XXV Korpusu dołączyły tam wkrótce również jednostki XIV Korpusu). Śladów tych pozycji należałoby szukać na głównych kierunkach rosyjskiego uderzenia, tj. na osi szosy z Puław do Zwolenia (źródła niemieckie wymieniają m.in. istnienie rosyjskich okopów na wzgórzu 171 na pd-zach od Klikawy) oraz w okolicach Trzcianek i Tomaszowa, gdzie odepchnięci od rzeki Austriacy i Węgrzy próbowali utrzymać chwiejący się front, podważany metodycznie przez obchodzące ich prawe skrzydło coraz to nowe jednostki rosyjskie. 


Rzućmy na chwilę okiem jak mogły w praktyce wyglądać pozycje obronne na interesującym nas obszarze. Austro-węgierski podręcznik dla podoficerów rozróżniał trzy podstawowe typy schronień dla żołnierza piechoty: Schutzenmulden, Schutzenlocher i Schutzengraben. Pierwszy z nich, popularnie zwany dołkiem strzeleckim, był podstawową formą ochrony indywidualnej, polegająca na wykopaniu niewielkiego zagłębienia dającego schronienie przy prowadzeniu ognia z pozycji leżącej – wyglądało to zresztą podobnie po obydwu stronach frontu. Schutzenmulden wykonywał każdy z żołnierzy po zajęciu nowego terenu - przy wykorzystaniu saperki (małe łopatki będące wyposażeniem podstawowym każdego żołnierza), wykonanie dołka strzeleckiego zajmowało mu regulaminowo od 15 do 30 min. Jeśli jednostka w danym miejscu miała umocnić swoje pozycje, żołnierze wpierw wykonywali Schutzenlocher – większe zagłębienia, pozwalające na prowadzenie ognia z pozycji siedzącej lub klęczącej. Dopiero wówczas żołnierze zaczynali łączyć ze sobą swoje schronienia i pogłębiać je aby ostatecznie uzyskać Schutzengraben - czyli właściwy okop. To, czy udało się połączyć wszystkie sekcje, zależało od szybkości kopania, intensywności ognia przeciwnika czy też rozkazów dowództwa. Regulaminowo, okopy zagłębione były na około 1,30 m w ziemi. Od strony przeciwnika odsypywano ziemię tworząc dodatkową osłonę. Pomiędzy nią a rowem okopu znajdował się tzw. parapet. Żołnierze wykorzystywali go bardzo często do przechowywania amunicji czy innych rzeczy potrzebnych w trakcie odpierania natarcia przeciwnika. 


Spójrzmy jeszcze na drugą stronę, stosującą siłą rzeczy bardziej „szturmową” wersję polowych umocnień, choć w praktyce wykorzystującą te same założenia co wojska austro-węgierskie. Według rosyjskiej taktyki walki piechoty, nacierająca kompania rozwijała się w ciasną tyralierę (w zależności od ukształtowania terenu tworzono jedną lub kilka linii, jedna za drugą). W przypadku dostania się pod silny ogień przeciwnika, blokujący ruch naprzód, tyraliery zalegały w terenie i – jeżeli ten ostatni nie zapewniał odpowiedniej osłony – przystępowały do okopywania się. Analogicznie jak w przypadku broniących się Austriaków, rozmiary i kształt tworzonych pozycji zależały od aktualnych warunków na polu bitwy i przewidywanej długości walki. W pierwszym kroku żołnierze kopali ukrycia o profilu dla strzelania z pozycji leżącej, z kolana lub stojącej (tj. ćwierć, pół- i pełnoprofilowe) – jeżeli zanosiło się na dłuższą walkę lub postój, powstałe w ten sposób pojedyncze stanowiska łączono ze sobą, tworząc z nich regularny rów strzelecki, lub twór, przypominający sznurek z koralikami (na zdjęciach satelitarnych omawianej okolicy często daje się zauważyć tę formę, ale o tym później), co pozwalało np. na udzielanie pomocy rannym lub transport amunicji. Czasem tak powstałą linię uzupełniano dla zwiększenia siły ognia stanowiskiem ckm, jednak często przeważały obawy o potencjalną utratę tej broni i ckm ustawiano za linią piechoty, celem osłony ewentualnego odwrotu. I w zasadzie to byłoby na tyle – z pozycji atakujących Rosjanie stosowali na przedmościu puławskim kombinację ww. doraźnych rozwiązań, bez konieczności wznoszenia się na wyższe poziomy sztuki fortyfikacyjnej.


O ile na pierwszym kierunku, na stosunkowo płaskim i w większości otwartym terenie czas skutecznie zatarł pozostałości austro-węgierskich umocnień polowych oraz ich rosyjskich odpowiedników, to w lesistych, pofałdowanych przyległościach Trzcianek i Tomaszowa, odwzorowujące cyfrowo rzeźbę terenu zdjęcia LIDAR nadal odkrywają utrwalone w leśnej scenerii linie polowych umocnień z okresu I wojny światowej. Autor niniejszego artykułu skłania się ku przypuszczeniu, że austro-węgierskie zagłębienia i rowy strzeleckie z października 1914 r. zostały częściowo lub całkowicie wykorzystane przez Rosjan podczas umacniania przez nich puławskiego przedmościa w roku 1915, kiedy to istniejącą wciąż wrażą prowizorkę zastąpiono staranniejszą robotą – co przyczyniło się do zachowania śladów po jednej i drugiej pozycji do dnia dzisiejszego. Oczywiście po liniach austro-węgierskich został jedynie ich przebieg, gdyż „odwracając” je Rosjanie nadali im własny wygląd i walory obronne.

 


Przejdźmy w tym momencie do wywołanego do tablicy roku 1915. Tutaj czas był – zarówno na zaplanowanie linii umocnień, jak i na ich wykonanie. Rosjanie, którzy wiosną tego roku mieli swoje armie daleko na zachodzie i południu, wykazali się jednak zapobiegawczym myśleniem. „Na wszelki słuczaj” postanowiono umocnić bowiem ewentualne kierunki przełamania armii Sprzymierzonych i – tym samym – kierunki odwrotu własnych wojsk, na których dałoby się powstrzymywać (lub przynajmniej opóźniać) postępy przeciwnika. W interesującym nas rejonie utworzono podwójną linię umocnień polowych, stanowiących fragment większej rubieży obronnej ciągnącej się od Janowca po Kozienice.

 


Pierwsza linia fortyfikacji rozpoczynała się nad Wisłą w okolicach Janowca właśnie i ciągnęła w kierunku północno-zachodnim przez Łaguszów, Załazy i Policzną. Około 3-5 kilometra za nią Rosjanie utworzyli drugą linię umocnień polowych, biorących swój początek w rejonie Wojszyna i poprowadzonych przez wspomniane wcześniej, pozycje austro-węgierskie z 1914 r. na linii Trzcianki – Tomaszów i dalej, w kierunku Leokadiowa, Czarnolasu i Garbatki. Fortyfikacje zbiegały się mniej więcej na wysokości Kozienic.
Obydwie linie obronne składały się z pełnoprofilowych okopów, być może osłoniętych przeszkodami drutowymi. Z uwagi na to, ze Rosjanie dysponowali dużą ilością czasu na ich wykonanie, okopy doposażono zapewne w szalunki, daszki i strzelnice. W linii okopów, co jakiś czas umieszczano bardziej złożony twór w postaci niewielkiej reduty dla piechoty, składającej się z kilku linii, wzajemnie wspierających się rowów strzeleckich, pełnoprofilowych i wyposażonych w drewniane instalacje wspomagające, być może przystosowanych niekiedy do obrony okrężnej, a już na pewno do wspierania znajdujących się pomiędzy nimi linii okopów (stąd zapewne przewidziano w nich również miejsce dla ckm). 

 


Z uwagi na to, że regularne kompanie saperskie znajdowały się daleko na linii frontu, budowę tyłowych pozycji – w tym przedmościa puławskiego – powierzono brygadom pospolitego ruszenia (opołczenia). Początek 1915 r. był okresem, w którym powołano do carskiej armii trzeci rzut rezerwistów, formowanych początkowo w brygady. Część z nich trafiała w charakterze uzupełnień na front, natomiast z części tworzono brygady o charakterze saperskim, gdzie kadrą byli saperzy zaś siłą roboczą – okoliczna ludność cywilna. Takim właśnie brygadom powierzono m.in. tworzenie tyłowych linii umocnień. Czy na naszym terenie pracowała jedna, czy więcej, być może przy współudziale garnizonu twierdzy Iwangorod – na ten moment trudno określić.

Z uwagi na znaczne oddalenie od linii frontu, bliskość zaplecza i darmowej siły roboczej – kierujący pracami fortyfikacyjnymi nie zgłaszali jakichś fundamentalnych problemów. Czas był, materiałów budowlanych (głównie ziemia i drewno) w bród, a okoliczna ludność zapewniała i siłę roboczą i cywilny transport w postaci konnych wozów. Tym, że nikt z własnej chęci do pomocy się nie garnął a robotnicy nie zawsze mieli godne warunki bytowania – mało się przejmowano, jednak nie będziemy w tym momencie szczegółowo rozwijać tego tematu. Niemniej jednak jest on warty bliższemu przyjrzeniu się (choćby w ramach losów ludności cywilnej czasów I wojny światowej) i zapewne w przyszłości do niego powrócimy.


Słuszność wykonania opisanych wyżej pozycji obronnych uwidoczniła się w maju 1915 r., kiedy to wojska Sprzymierzonych przełamały rosyjski front pod Gorlicami i w ciągu kolejnych miesięcy zmusiły Rosjan do wycofania się z terenów Królestwa Polskiego i Galicji. Ufortyfikowane „puławsko-kazimierskie” przedmoście zostało wykorzystane przez Rosjan w trakcie wycofywania przez nich swoich oddziałów na prawy brzeg Wisły, osią którego odwrotu był most w Puławach. Carskie dowództwo zamierzało opóźnić na nim postępy wojsk niemieckich (Korpus Landwehry gen. Woyrscha) ścigających uchodzący tędy ku Wiśle rosyjski Korpus Grenadierów, tak by zapewnić jego bezpieczny przerzut na prawy brzeg. Znajdujące się na lewobrzeżnych terenach powiatu puławskiego umocnienia polowe zostały 19 lipca 1915 r. obsadzone przez pododdziały 6 Taurydzkiego Pułku Grenadierów (odcinek od Janowca po Łaguszów) oraz 7 Samogidzkiego Pułku Grenadierów (rejon szosy Puławy-Zwoleń). Sposób w jaki zostało to przeprowadzone spotkał się z krytyką dowodcy pobliskiej twierdzy Dęblin (ros. Iwangorod), gen. Schwarza, który jako znawca tematu z bólem serca obserwował poczynania Korpusu Grenadierów, zarzucając jego dowódcy brak wcześniejszego rozpoznania pozycji, co miało skutkować potem w niewykorzystaniu w pełni potencjału stworzonego pasa umocnień, z racji tego iż dowódcy pododdziałów nie rozumieli ich funkcjonowania (w tym wzajemnego flankowania się) i traktowali opisywane umocnienia jak zwykłe schronienia dla żołnierzy przed ostrzałem nieprzyjaciela. Z racji jednak tego, że niniejszy artykuł jest poświęcony przede wszystkim samym fortyfikacjom, szczegółowy opis walk odwrotowych, toczonych na ww. pozycjach zostanie opisany w innym miejscu. W tym momencie odnotujmy jedynie, że do bardziej intensywnych starć doszło na odcinku pułku Samogidzkiego – Niemcy skoncentrowali (zresztą logicznie) swój atak wzdłuż szosy ze Zwolenia do Puław, gdzie dwukrotnie musieli pokonywać zacięty opór rosyjskiej straży tylnej, który ta stawiła w oparciu o wybudowane wcześniej fortyfikacje polowe. Cofający się od strony Janowca grenadierzy z pułku Taurydzkiego mieli więcej „spokoju”, doświadczając ze strony przeciwnika jedynie ognia artyleryjskiego – 20 lipca wycofali się oni na drugą linię obrony (Wojszyn-Trzcianki-Tomaszów), a nocą z 21 na 22 lipca przypadła im rola „ostatniego, który gasi światło” i wysadzenia puławskiego mostu, po którym uprzednio na prawy brzeg Wisły przeszła reszta sił rosyjskiego Korpusu Grenadierów wraz z pomocniczymi jednostkami opołczenia i kawalerii. Odwrót ten Rosjanie okupili sporą daniną krwi, jednak to samo spotkało próbujących ich wyprzedzić Niemców – duża w tym „zasługa” wykonanych zawczasu na przedmościu puławskim fortyfikacji polowych, które co prawda zatrzymać landwerzystów nie mogły, jednak skutecznie pozwoliły ich opóźnić i dzięki temu umożliwiły w miarę bezpieczny odwrót wojsk rosyjskich na prawy brzeg rzeki.

Na tym rola rosyjskich fortyfikacji polowych na puławskim lewym brzegu Wisły się zakończyła. Co pozostało z nich do naszych czasów?


Współczesne ślady w terenie
.

Jak już wspomniano na wstępie, czas, natura i nawarstwienie podobnych prac fortyfikacyjnych z II wojny światowej w dużej części zatarły w terenie ślady umocnień polowych z lat 1914-15. Na odkrytych terenach po obu stronach szosy Puławy-Zwoleń nie zachowało się z nich niemal nic, znacznie lepiej pod tym względem wyglądają zalesione tereny na południe od niej – mowa tu zarówno o pierwszej linii fortyfikacji w okolicach Janowca, jak i drugiej, na osi Trzecianki-Tomaszów. Jednak nie folgujmy zbytnio naszej wyobraźni. Nie ma tu bowiem żadnego skansenu fortyfikacyjnego, w którym odtworzono by przebieg fragmentu ówczesnych linii obronnych, nie ma też widocznych zarysów umocnień, znajdujących się ongiś na śródleśnych przestrzeniach czy przedpolach ww. miejscowości. Pewne ślady widać dopiero po zagłębieniu się w lasy, ciągnące się od Magicznych Ogrodów w Trzciankach w kierunku zachodnim, przez Tomaszów w stronę Leokadiowa. Najlepiej widać je na odwzorowujących rzeźbę terenu zdjęciach satelitarnych – oprócz śladów umocnień z czasów II wojny światowej, są tam także pozostałości tych, z czasów Wielkiej Wojny. Rzućmy na nie okiem, zachowując oczywiście pewną rezerwę, gdyż 100% pewność przeznaczenia danego ukształtowania terenu dałaby dopiero przeprowadzona w terenie kwerenda, z użyciem specjalistycznego sprzętu.

Pierwsza linia umocnień z 1915 r., odcinek Janowiec-Oblasy.

Parafrazując znane słowa, można powiedzieć, że tutaj się wszystko zaczynało: pas janowieckich wzniesień, ciągnących się początkowo prostopadle do koryta Wisły a później w kierunku północno-zachodnim, przez podjanowiecką Mysią Górę (wys. 168). Zwieńczona okazałymi pozostałościami zamku i górująca nad okolicą skarpa była wymarzonym miejscem na poprowadzenie tędy ufortyfikowanej linii obrony. Tak też uczynili carscy inżynierowie wiosną 1915 r., wytyczając na niej ciąg okopów (na poniższej mapce oznaczone ząbkowanymi, czerwonymi odcinkami) wzmocnionych co jakiś czas większymi redutami dla piechoty, wzmocnionymi gniazdami ckm i osłaniającymi ważniejsze trakty komunikacyjne. Oprócz dwóch takich redut (czerwone trójkąty na mapie), Rosjanie - co potwierdza rzut oka na archiwalne mapy - obsadzili również sam zamek w Janowcu, który pomimo zniszczeń stanowił nadal świetny punkt obronny.


Poniższe zdjęcia LIDAR obrazują prawdopodobne pozostałości dwóch rosyjskich redut na tym odcinku: pierwsza na wzniesieniu pomiędzy zamkiem a Zespołem Szkół (kształt by się zgadzał, jednak przydałyby się tutaj badania terenowe), druga na wspomnianej Mysiej Górze, na zachód od ul. Emilii Plater (tutaj oprócz umocnienia na południe od leśnej drogi mamy widoczne dodatkowo pozostałości okopów na północ od niej).



 Druga linia umocnień z 1915 r., okolice Leokadiowa przy szosie Puławy-Zwoleń

Trudno powiedzieć, czy Rosyjscy planiści wykorzystali tu jakieś okopy, pozostałe po walkach z końca października 1914 r. czy też wytyczyli tę pozycję na nowo - dość rzec, że silnie dała się ona we znaki Niemcom, nacierającym tędy w lipcu 1915 r. w stronę Góry Puławskiej. Jak widzimy, było na czym się tu bronić - trzy reduty piechoty wzmocnione leżącymi pomiędzy nimi okopami. Jednak z uwagi na ukształtowanie terenu i współczesne prace drogowe (m.in. przy budowie S17) z tej linii fortyfikacji nie zachowały się żadne widoczne ślady.  Spójrzmy więc jedynie na jej przebieg na mapie:



Druga linia umocnień z 1915 r., odcinek Trzcianki-Tomaszów-Wólka Pachnowolska

Co prawda "oficjalna" linia fortyfikacji powstała tu wiosną 1915 r., jednak w tym przypadku mamy niemal pewność, że wykorzystano tu "odwrócone" pozycje austro-węgierskie oraz swoje własne z końca października 1914 r. Oprócz przebudowania istniejących okopów, Rosjanie wzmocnili je dwoma redutami piechoty, zlokalizowanymi przy lokalnych drogach na południe od Trzcianek i Tomaszowa. Na mapie są one oczywiście czytelne, jednak na współczesnych zdjęciach LIDAR jest z tym różnie (poniżej). Najlepiej zachowały się leśne relikty okopów tego odcinka - z tych, położonych na otwartym terenie (m.in. naprzeciwko Mroczyska w Magicznych Ogrodach) nie pozostało do dnia dzisiejszego nic.


Zdjęcie LIDAR, obrazujące współczesne ukształtowane terenu w miejscu, odpowiadającym lokalizacji rosyjskiej reduty na południe od Trzcianek - bez wizji lokalnej nie podejmę się stwierdzenia z całą pewnością, że oglądamy na nim jej pozostałości.

Drugi LIDAR, tym razem z systemu fortyfikacji w okolicach lokalnej drogi na południe od Tomaszowa. Tutaj wygląda to już bardziej poukładanie...

I wreszcie dobrze widoczna linia okopów w lesie pomiędzy Tomaszowem i Wólką Pachnowolską...

 

Póki co - tyle w tym temacie. Zamysłem Autora niniejszego artykułu jest jednak wykonanie w przyszłości wspomnianej kwerendy terenowej (z uwagi na to że Autor nie jest detektorystą, polegać ona będzie na wizji lokalnej) na przynajmniej części z opisanych odcinków. Informacje o tym będziecie mogli znaleźć na facebookowej stronie: I wojna światowa w powiecie puławskim

 

Źródła:

 
1. https://proredi.nazwa.pl/krakow1914/2016/05/13/7-okopy-wegierskie

 
2. Perzyk Bogusław, Rosyjskie fortyfikacje polowe w kampaniach 1914-1915 w: Twierdze i działania wojenne na ziemiach polskich w czasie I wojny światowej, Białystok-Przasnysz 2000

3. Żurnał bojewych diejstwij 6-go grenadierskogo Tawriczeskogo połka na 1915 god i na 1916 god, materiały niepublikowane

4. von Schwarz Aleksij, Iwangorod w 1914-15 gg. Iz wospomnanij A.W. von Schwarza, komendanta krieposti, Pariż 1969;

5. Rypulak Andrzej, Wielka Wojna 1914 roku pod Dęblinem, Dęblin 2014


Mapy i zdjęcia:

1. Perzyk Bogusław, Rosyjskie fortyfikacje polowe w kampaniach 1914-1915 w: Twierdze i działania wojenne na ziemiach polskich w czasie I wojny światowej, Białystok-Przasnysz 2000

2. Twierdza Dęblin. Mapa fortyfikacji i garnizonu, mapa 2021, wyd. Pracownia JB72

3. www.geoportal.gov.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz