czwartek, 30 października 2025

Działania wojenne pod Abramowem i Marcinowem w dniach 4-7.08.1915 r.

Jest 4 sierpnia 1915 r. 

W Kurowie, Markuszowie oraz wioskach na północ od nich z wolna dogasają pożary, wywołane dopiero co zakończonymi walkami, mieszkańcy z wolna wracają do resztek swoich domostw, na cmentarzu w Olesinie grzebani są kolejni polegli. Na chwilę ucichły nawet odgłosy ostrzały artyleryjskiego, tak powszechne w ostatnim czasie. Niezmienna pozostała tylko obecność wojska, choć i tutaj zaszły istotne zmiany. Nie ma już Rosjan, zmuszających parę dni wcześniej mieszkańców do kopania okopów na okolicznych polach, w których to okopach bronili się następnie w dniach 31 lipca – 3 sierpnia – odeszli na nową linię obrony, ciągnącą się od Dęblina przez Żyrzyn w stronę Lubartowa. Nie ma już Niemców, którzy metodycznymi uderzeniami, dzień po dniu wyparli wspomnianych Rosjan z ich kolejnych linii obrony, zatrzymując się 2 sierpnia na polach pod Kłodą – zostali wycofani początkowo w stronę Kazimierza Dolnego, po czym ostatecznie zawróceni pod Żyrzyn. Na lokalnych drogach pojawiają się jednak nowe wojska – tym razem austro-węgierskie. Widać kolumny piechoty zmierzające w kierunku północnym - zrazu ochoczo, zaś po przekroczeniu ostatniej linii okopów rosyjskich już ostrożnie, rozwijając się w tyraliery – oprócz nich pojawia się artyleria oraz kolumny transportowe (jedną z nich widać m.in. na znanym zdjęciu spalonego Markuszowa). 

 


To jednostki austro-węgierskiego X Korpusu, przemieszczające się w stronę nowej linii frontu – 2 Dywizja Piechoty zmierzająca w sukurs Niemcom pod Żyrzyn oraz wypoczęta 24 Dywizja Piechoty, która nie brała udziału w zmaganiach pod pobliskim Garbowem i teraz przeszła na pierwszą linię frontu, kierując się w stronę Woli Przybysławskiej i Abramowa. Dlaczego akurat tam? By odpowiedzieć na to pytanie, poszukajmy rosyjskiej 3 Dywizji Grenadierów, która co prawda nie dała rady Niemcom pod Kurowem i Markuszowem, za to z powodzeniem stawiła czoła wojskom austro-węgierskim pod Garbowem. Kurowsko-markuszowskie przełamanie frontu, a także niekorzystny rozwój sytuacji na innych odcinkach wymusiły jednak ogólny odwrót wojsk rosyjskich na wspomnianą wcześniej linię obrony od Żyrzyna po Lubartów. W jej ramach pod Marcinowem i Abramowem 4.08.1915 r. pojawił się 12 Astrachański Pułk Grenadierów, pod dowództwem pułkownika Jegoriewa, do tej pory twardo trzymający swoje pozycje wokół Woli Przybysławskiej. 

Zanim jednak w okolicach Abramowa i Marcinowa pojawiły się rosyjskie jednostki pierwszoliniowe, pierwszą oznaką zbliżającego się tu od południa frontu była kanonada artyleryjska oraz odgłosy wystrzałów z broni ręcznej i maszynowej, słyszane tu doskonale podczas toczonych na początku sierpnia walk pod Kłodą i Olempinem. Pojawiało się też coraz więcej rosyjskich jednostek tyłowych, wysiedlających za Wieprz okoliczną ludność, palących zabudowania czy też szukających "podwód" - chłopskich furmanek (w przymusowym pakiecie z woźnicą) na potrzeby transportowe armii rosyjskiej. Na szczęście Rosjanie nie byli w tym względzie skrupulatni, w czym duży udział miało niewątpliwie zbliżanie się wojsk nieprzyjaciela - nie ścigano po lasach miejscowej ludności, która zamiast dać się wysiedlić wolała przeczekać zawieruchę w ukryciu, zaś od zarekwirowania podwody lub spalenia domostw można się było wykupić, głównie za "gorzałkę" lub pieniądze. Nie trzeba jednak dodawać, że wszystkie te okoliczności powodowały panikę wśród pozostałej na miejscu ludności - ludzie, spodziewając się a to podpalenia wsi, a to rabunku, częściowo pilnowali zabudowań przed najgorszym, a częściowo uciekali w pola lub do lasu, starając się zabrać ze sobą swój inwentarz, z czym jednak różnie bywało i plątające się po wsiach zwierzęta gospodarskie powiększały tylko ogólny rozgardiasz. W pobliskim Izabelmoncie "w nocy, gdy paliła się Kłoda i czerwona łuna pożaru oświetlała okolicę... ludzie (...) potracili głowy. Dzieci płakały, kobiety lamentowały. A do tego wszystkiego jeszcze i psy szczekały i wyły". Ci, którzy dobrowolnie pozostali w swoich domostwach, w ciągu najbliższych godzin było zmuszanych siłą do ich opuszczenia, przez Rosjan albo oddziały austro-węgierskie - w zależności od tego w czyjej strefie znalazła się dana miejscowość.


Wróćmy jednak do spraw wojskowych. Wspomniany pułk astrachański otrzymał rozkaz opuszczenia dotychczasowych pozycji jeszcze przed północą 3 sierpnia. Realizując go, pułkownik Jegoriew pozostawił na wysuniętej pozycji w Woli Przybysławskiej do 4.30 osłonę w postaci trzech rot z IV batalionu (14,15 i 16 rota), natomiast główne siły wycofał na wytyczone uprzednio, nowe pozycje pod Sosnówką. Jak czytamy we wspomnieniach: "(...) od strony lasu zaczęli pojawiać się pierwsi żołnierze rosyjscy, a po nich cała linia frontowa rosyjska. Sołdaci szli pospiesznie, pojedynczo i po paru, długą linią z karabinami w rękach i na ramionach". Większość oddziałów dotarła na wyznaczone pozycje o godzinie 9 rano, wysuwając jednocześnie straże przednie na linię od dworu w m. Wielkie przez Abramów do zachodniego krańca Michałówki. Pozostałe siły 12 Pułku Grenadierów (dalej: pgren) zajęły następujące pozycje na wzgórzach, położonych na północ od zabudowań Marcinowa i Abramowa: od drogi Marcinów-Michów (wł.) do Sosnówki (wył.) rozlokował się III batalion, na lewo od niego, od Sosnówki do wzgórza 183 (przeliczyć) przygotowano miejsce dla IV batalionu (który, jak wiemy, tymczasowo znajdował się jeszcze wokół Woli Przybysławskiej) i 130 drużyny opołczenia, wreszcie dalej na lewo, od wzgórza 183 aż do skraju lasu pomiędzy dwoma krzyżami przy drodze Abramów-Stanisławów swoje pozycje zajął II batalion. Tyle główna linia obrony. Z pozostałych jednostek pułku, w leśniczówce na wschód od Abramowa zakwaterowano dowództwo zwiadowców, zaś na północnym skraju Sosnówki – I batalion, stanowiący pułkową rezerwę. Wsparcie ogniowe zapewniała 3 Grenadierska Brygada Artylerii, z której na zachód od północnego skraju Sosnówki stała 4 bateria, a na wschód od niej, pod lasem – 3 bateria. Sztab pułku rozlokowano w Ciotczy, natomiast tabor I rzędu – w Elżbietowie. Na zajętej w ten sposób pozycji, astrachańscy grenadierzy sąsiadowali na zachodzie z 10 Małorosyjskim Pułkiem Grenadierów oraz 11 Fanagoryjskim Pułkiem Grenadierów na wschodzie.  

 




                                            Wzgórze 183

 

                                           Wzniesienia na wschód od Sosnówki

Po zajęciu ww. pozycji pułk zaczął ją umacniać – nie mamy tutaj dokładnych informacji jakie prace zostały wykonane, wiadomo jedynie o wycince części drzew w okolicy Wielkolasu, celem poprawy widoczności. Można jednak założyć, że wzorem innych odcinków frontu, nie zdążono bądź też wcale nie zamierzano zakładać dodatkowych przeszkód z drutu kolczastego. Niestety, nie zapomniano za to o "profilaktycznym" podpaleniu miejscowości, znajdujących się przed frontem rosyjskich pozycji - spłonęły Abramów, Marcinów, Wielkolas, Wielkie - ostał się za "butelkę wódki, garnek miodu i pieniądze" jedynie pobliski Izabelmont. Taki obraz zastał powracający z południa IV batalion, który około godziny 13.00 dołączył do sił głównych, zostawiając uprzednio pod folwarkiem Orlicz własną 16 rotę z zadaniem opóźniania postępów przeciwnika – dzięki zawczasu wykonanym pozycjom obronnym na południowym brzegu jeziora Rejowiec (ich pozostałości można oglądać do dnia dzisiejszego - zdjęcie), a także sprzyjającemu układowi terenu (pas podmokłych i zalesionych terenów, przez które wiodły pojedyncze ścieżki i drogi) 16 rota zdołała do wieczora powstrzymać tu idące śladem Rosjan pododdziały 15 i 18 Pułku Honwedu (dalej: pph). Nie mamy informacji jakie siły Węgrzy zaangażowali do tej akcji, wiadomo tylko o jednym poległym z III batalionu 18 pph - dowód, że do jakichś walk tutaj doszło, a obsadzający pozycję osłonową grenadierzy sumiennie podeszli do otrzymanego zadania. 

 


Skoro już wywołaliśmy drugą stronę konfliktu do tablicy, to główne siły 37 Dywizji Piechoty Honwedu (40 Brygada) rozlokowały się wieczorem w rejonie Orlicza i Woli Przybysławskiej, poprzestając na otwarciu w godzinach popołudniowych lekkiego ostrzału artyleryjskiego, skierowanego na Abramów.

Już od wczesnych godzin porannych 5 sierpnia, Węgrzy rozpoczęli prowadzenie intensywnego rozpoznania na całym froncie 12 pgren przy energicznym wsparciu własnej artylerii. Po uzyskaniu w miarę przejrzystego obrazu sytuacji, dowódca 37 Dywizji, gen. Kalman Tabajdi, nakazał rozpoczęcie ataku. Od godziny 16 honwedzi rozpoczęli energiczne zbliżanie się ku pozycjom Rosjan na dwóch kierunkach: od Glinnika na Wielkie oraz z lasu na południowy-wschód od Abramowa – w natarciu uczestniczyły pododdziały dwóch pułków: 15 pph pod dowództwem płk Dormandy'ego von Dormand i 18 pph pod dowództwem płk. Brunswika von Korompa (tworzące razem 73 Brygadę płk Schnetzera). Odwód dywizyjny (12 i 32 pph, dające razem 40 Brygadę płk Diosy’ego) umieszczono początkowo w Wólce Kątnej i w Orliczu - potem jednostki te zostały przesunięte na południe od Glinnika (12 pph na jego wschodni skraj, 32 pph - na zachodni), w pobliże przyszłego pola walki. Podobnie jak rosyjskie okopy na południe od jeziora Rejowiec, do dziś na południe od Glinnika zachowały się także okopy, zajmowane wówczas przez węgierskie rezerwy.

 

Rosjanie zorientowawszy się w zaistniałej sytuacji próbowali zakłócić przemieszczanie się węgierskich odwodów, ostrzeliwując je artyleryjskimi pociskami 15 cm, jednak z uwagi na podmokły teren wokół Glinnika, ostrzał ten nie wyrządził większych szkód. Węgierska artyleria (dwie baterie z II Dywizjonu 4 Pułku Artylerii Honwedu) nie pozostawała dłużna: szczególnie intensywny ostrzał kierowany był na odcinek zajmowany przez rosyjski IV batalion na wschód od Sosnówki - być może była to próba ognia kontrbateryjnego, jednak z jakichś względów był on niecelny, a przez to „oberwało się” znajdującemu się przed własną artylerią IV batalionowi. Wyjaśnienia tej sytuacji możemy szukać w kronice węgierskiego 4 Pułku Artylerii, w której czytamy że zajęta początkowo przez jego baterie pozycja pod Wólką Kątną (dokładnie chodzi o wzniesienie 156 przy drodze z Woli Przybysławskiej do Abramowa) okazała się "nienajlepsza". Nie wiadomo czy taka ocena wynikła z powodu grząskiego terenu czy też oddalenia od pozycji rosyjskich, co z kolei wpływało na utrudnienia w ich obserwacji - tak czy owak dowódcy baterii zaczęli szukać lepszego miejsca, co z pewnością negatywnie odbiło się na efektywności prowadzonego ostrzału. Właściwe miejsce znaleziono ostatecznie nieco dalej, na wzniesieniu pomiędzy wsiami Glinnik i Izabelmont, gdzie obydwie baterie przemieszczono nad ranem 6 sierpnia. Swoistą pamiątką po obecności artylerii w tej okolicy jest wykonany z armatnich łusek krzyż, umieszczony na przydrożnej kapliczce w Glinniku. Źródła wspominają także o dodatkowym wsparciu ogniowym, jakie honwedom zapewniała "ciężka artyleria", która "stała pod Markuszowem" - opis wskazuje na I Dywizjon 10 Pułku Haubic Polowych, przyporządkowany organizacyjnie austro-węgierskiej 2 Dywizji Piechoty, rozmieszczony podczas bitwy na wzgórzach na północ od Markuszowa.

 


O godzinie 5 rano w dniu 6 sierpnia, okopani od poprzedniego dnia na "ugorach" za wsią Wielkie Węgrzy rozpoczęli generalne natarcie. Wyprowadzono je z rejonu Wielkiego w dwóch kierunkach: w kierunku spalonego dworu w Marcinowie oraz w kierunku zachodniego skraju Abramowa. Węgierskie dowództwo zamierzało użyć tu wszystkich dostępnych sił, jednak z uwagi na niskie stany osobowe znajdującej się w rezerwie 40 Brygady (liczyła ona wówczas łącznie 1400 karabinów) zarzucono ten pomysł. Z uwagi na szczupłość dostępnych sił, dowództwo korpusu nalegało, by wybrany pas przełamania był stosunkowo wąski, również dlatego by nie rozpraszać zbytnio sił znajdujących się w drugiej linii i mogących mieć wpływ na rozwinięcie ewentualnego sukcesu. Kierując się tymi dyspozycjami, gen. Tabajdi zdecydował, że atak będzie przeprowadzony w pasie o szerokości 1000 kroków, a jego osią będzie szosa biegnąca od zachodniego krańca Wielkiego, przez Marcinów w stronę Michowa. Równolegle z honwedami, na Abramów miał nacierać wydzielony z 24 Dywizji 77 Pułk Piechoty.

Początkowo wszystko wskazywało na to, że użycie rezerw byłoby zbędne - pod naporem znajdujących się w pierwszej linii 18 i 15 pph (atakujących odpowiednio po lewej i prawej stronie drogi do Michowa), przy wydatnym wsparciu węgierskiej artylerii (jedna tylko 3 bateria oddała tego dnia 900 strzałów), rosyjskie przednie straże na tym odcinku wycofały się po krótkiej acz zaciętej walce do okopów pozycji głównej. Opis jednego z epizodów tych początkowych starć, znajdujemy w książce Jana Struskiego "Pamiętniki o Łąkoci 1914-1945": "W tym czasie ruska armia zrobiła zasadzkę na Austriaków. W Marcinowie, w sadzie Kazimierza Pawelca, ze sto metrów od mostu, na rzece płynącej obok Marcinowa, Rosjanie zamaskowali pulemiot (karabin maszynowy C.K.M.) i czekali na Austriaków. Wreszcie gdy linia austriacka ruszyła spod Olempina i doszła bez przeszkód pod Marcinów, gęstą tyralierą przekroczyła rzekę pod Marcinowem, wtedy ruscy otworzyli ogień z karabinu maszynowego po linii austriackiej. W zasadzce tamtej poległo pod Marcinowem dużo Austriaków". Honwedzi, którzy dość mocno odczuli skutki tej walki (oprócz karabinów maszynowych, bardzo aktywna była też rosyjska artyleria, mająca doskonały wgląd na przedpole własnych pozycji), okopali się na linii od Wielkolasu przez dwór Marcinów aż do Abramowa, zbierając siły przed decydującym szturmem. Zdobycz terenowa przedstawiała się następująco: do godziny 13.00 honwedzi podeszli na 600-800 kroków od prawej flanki Rosjan, 1000 kroków od centrum oraz 2000 kroków od ich lewej flanki, pod osłoną silnego ostrzału artyleryjskiego, skierowanego na cały front 12 pułku oraz jego tyły (od tego ostrzału zapaliły się zabudowania Sosnówki). O ile wyparcie rosyjskich straży przednich zakończyło się powodzeniem, to ich rozbudowane pozycje na wzgórzach na północ od ww. miejscowości wydawały się być znacznie trudniejszym orzechem do zgryzienia. Celem ułatwienia zadania własnym jednostkom, gen. Tabajdi zaapelował do sąsiadującej z honwedami od zachodu 2 Dywizji Piechoty, o przeprowadzenie oskrzydlającego natarcia z rejonu miejscowości Wolica w kierunku na dworek w Dębinach.

Zbliżał się decydujący moment bitwy. Po otrzymaniu informacji o powodzeniu sąsiadów z 2 Dywizji, która zdołała opanować Dębiny, o godzinie 16.00 Węgrzy wznowili atak po silnym, 20-minutowym ostrzale wrogich okopów przeprowadzonym przez własną artylerię. Natarcie szło jednak opornie - do wieczora atakujący wzdłuż szosy michowskiej honwedzi zdołali podejść na 200 kroków do rosyjskich okopów znajdujących się na północ od Marcinowa. Lokalnym sukcesem było też zajęcie zabudowań Abramowa przez atakujący z prawej strony 77 pp. Co prawda przełamania nigdzie nie osiągnięto, jednak węgierskie jednostki zyskały pod Marcinowem dogodny punkt wyjściowy do nocnego szturmu, dzięki któremu mogliby wbić klin pomiędzy pozycje 10 i 12 pgren, obejść prawą flankę „astrachańców” i zagrozić wyjściem na ich tyły oraz zrolowaniem całej obrony 12 pgren w kierunku wschodnim. Węgierskie dowództwo trzymało rękę na pulsie i „czując krew”, niezwłocznie utworzyło na południowym brzegu Syroczanki, pomiędzy Wielkiem i Glinnikiem zgrupowanie uderzeniowe ze znajdujących się w rezerwie pułków 40 Brygady, celem rzucenia ich w planowany wyłom w rosyjskim froncie. 

 

                                           Łąki na północ od Wielkiego

Honwedzi już witali się z gąską, jednak Rosjanie nie mieli jeszcze w planach odwrotu i postanowili zdecydowanie przeciwdziałać. Kronika węgierskiego 4 Pułku Artylerii wspomina o ostrzelaniu wieczorem 6 sierpnia przez baterie II Dywizjonu „posuwającej się naprzód rosyjskiej rezerwy” – być może gdyby nie zapadające ciemności, ostrzał byłby skuteczniejszy i wypadki potoczyłyby się inaczej. Być może też węgierskie dowództwo nie doceniło determinacji przeciwnika, uznając podchodzące siły jedynie za desperacką próbę załatania rosyjskiego frontu. Zapadła noc...

 


Przenieśmy się teraz na drugą stronę frontu. Płk. Jegoriew, który również bacznie obserwował przebieg bitwy, podobnie jak węgierskie dowództwo dostrzegł wieczorem 6 sierpnia krytyczne położenie prawej flanki swojego pułku, o czym niezwłocznie poinformował dowództwo dywizji. Jak już wspomniano, Rosjanie nie zamierzali oddawać pola bez walki, tym bardziej że na sąsiednich odcinkach frontu trzymali się jeszcze mocno, więc decyzja mogła być tylko jedna: kontruderzenie. Z uwagi na rozmiary włamania we własne linie, Rosjanie potrzebowali czegoś dużego, żeby odrzucić rozgrzanego walką przeciwnika z powrotem na pozycje wyjściowe. W tym celu oprócz rezerwowego I batalionu 12 pgren, w kontrataku wziął udział także IV batalion z 9 Syberyjskiego Pułku Grenadierów (który będąc w rezerwie dywizyjnej mógł wydzielić część swoich sił celem wsparcia innych jednostek – przydzielony 12 pp IV batalion stacjonował początkowo na północnym skraju lasu pod wsią Trzcianki). Kontratak rozpoczęto 7 sierpnia o godzinie 4.00 nad ranem, na styku 12 pgren z 10 pgren w kierunku na dwór w Marcinowie – możemy przyjąć że jego osią była droga z Marcinowa do Michowa. 

 


Fragment szosy Marcinów-Michów w rejonie skrzyżowania w Marcinowie

W kontrataku uczestniczyły 2,3,4 i 12 rota 12 pgren (łącznie ok. 500 żołnierzy) oraz ok. 250 żołnierzy z 9 pgren pod ogólnym dowództwem płk. Romanowa (dowódca I batalionu 12 pgren). Efekt uderzenia był piorunujący, tym bardziej że honwedzi nie spodziewali się takiego obrotu spraw. Do godziny 5.00 rano grenadierzy przebili się przez 3 linie nieprzyjacielskich okopów (zapewne liczyć tu należy kopane ad hoc dwie linie dołków strzeleckich na podejściu pod główną pozycję obronną Rosjan plus węgierskie okopy „wyjściowe”, pomiędzy Marcinowem i Abramowem), wyparli przeciwnika z dworu Marcinów i wzięli do niewoli 2 karabiny maszynowe, 7 oficerów i około 300 żołnierzy z 15 i 18 pph. Szczególnie zacięte walki toczyły się, m.in. w okolicy mostu na Syroczance pod Marcinowem, gdzie doszło do walki na bagnety. 

 

Widok od strony skrzyżowania w Marcinowie w stronę mostu na Syroczance

                                            ...i odwrotnie

Znajdującym się na drodze rosyjskiego walca Węgrom nie było dane zorganizować żadnego skutecznego oporu, jednak ich pododdziały znajdujące się nieco dalej od dworu w Marcinowie zachowały przytomność umysłu i podjęły rezerwami (II batalion 15 pph, stacjonujący w zabudowaniach na wschodnim skraju Wielkiego) oraz resztkami rozbitych przez Rosjan oddziałów próbę przeciwuderzenia, kierując je na flankę nacierających grenadierów oraz na odcinek III batalionu 12 pgren na wzgórzach na północ od Marcinowa. Kontratak powiódł się częściowo: zdołano zatrzymać i odrzucić rosyjski klin w rejonie dworku w Marcinowie, jednak węgierski kontratak na wzgórza na północ od miejscowości, napotkawszy ogień z broni ręcznej i karabinów maszynowych III batalionu został rozbity i rzucił się w różne strony. Trafiały się tu również epizody heroiczne: jedna z odrzuconych węgierskich tyralier „wycofała się na 100 kroków i otworzyła ogień - na tę tyralierę za pozwoleniem dowódcy kompanii z krzykiem „Ura” rzucili się dwaj grenadierzy z 10 roty Agafonow i Laszenko i tym samym dokonali ostatecznego powrotu do pierwotnego położenia”. Po załamaniu się węgierskiego kontrataku na wzgórza, broniące się do tej chwili w okrążeniu resztki (w sile 5 oficerów i 180 żołnierzy) batalionu, rozbitego w pierwszym uderzeniu przez Rosjan, zaprzestały walki i poddały się. Ogółem podczas kontrataku Rosjanie wzięli do niewoli 2 kaemy, 12 oficerów i 483 żołnierzy, przy czym wszyscy oficerowie i większość żołnierzy należało do 15 pph. Szykującej się do wsparcia ewentualnego pościgu 40 Brygadzie przypadła niespodziewanie zgoła odmienna rola błyskawicznego przygotowania drugiej linii obrony, na wypadek gdyby Rosjanom nie wystarczyło rozbicie pierwszoliniowych pułków i chcieli pójść za ciosem dalej. Do przeciwdziałania rosyjskiemu kontratakowi włączyła się czynnie również węgierska artyleria. Wg relacji kronikarza węgierskiego 12 pph wyglądało to tak:

(…) około 2 nad ranem (7-go sierpnia – przyp. Aut.) niespodziewany rosyjski atak przebił się przez 15. pułk, który był zajęty dystrybucją żywności na południowym krańcu Wielkiego, w linii wiatraków. Słychać strzały, hałas, krzyki, części przerwanej linii biegną do tyłu. Oficerom 12. pułku udało się ich zatrzymać z wielkim trudem; Pułk natychmiast ruszył na wzgórze przed sobą, około 500 kroków od południowego krańca Wielkiego; jego lewe skrzydło znajdowało się 250 kroków na wschód od traktu (32. pułk dołączył do niego po lewej stronie), a prawe skrzydło naprzeciwko wschodniego krańca Wielkiego, wycofane na wschodnim krańcu wzgórza. W tej linii pułk okopał się i pozostał tam. Nie musiał interweniować, ponieważ 15. pułk rezerwami odepchnął Rosjan, a pierwsza linia została przywrócona.”

 

Rosjanie ukontentowani rozbiciem zagrażającego im włamania we własne linie wycofali się na pozycje wyjściowe, po pewnym czasie uczynili to również Węgrzy, zajmując ponownie pozycje pomiędzy dworem w Marcinowie i Abramowem. Generał Ragoza, dowódca rosyjskiego XXV Korpusu (do którego przynależały atakujące pułki grenadierskie), po zakończeniu akcji przekazał osobiste podziękowania dla żołnierzy 9 pgren (co ciekawe, kronika 12 pgren nie wspomina o podobnym wyrazie uznania dowództwa korpusu dla żołnierzy I batalionu tego pułku – albo „sybircy” mieli większe uznanie u gen. Ragozy, albo też – pomimo tego że byli w mniejszości - wykazali się większą walecznością od „astrachańców”). Pułkownik Jegoriew osiągnął jeszcze jeden cel: generał Tabajdi zrezygnował z planowanego na 7 sierpnia ataku, dopatrując się po stronie rosyjskiej przybycia znacznych posiłków, a także trzeźwo oceniając stan własnej artylerii, która nie dysponowała już amunicją w ilości wystarczającej do wsparcia kolejnego szturmu. W ciągu dnia honwedzi nie podejmowali już zatem działań zaczepnych, pozostając w odległości 1000-2000 kroków od rosyjskich okopów. Intensywny ogień na całym froncie pułku prowadziła za to węgierska artyleria, działania zaczepne podjęły też sąsiednie jednostki: m.in. sąsiadujące z prawej strony oddziały X Korpusu zajęły tego dnia Michałówkę, co w zamyśle miało doprowadzić do wymuszenia odwrotu na tkwiących twardo w swoich okopach "astrachańcach". 

Tak też się stało. Pod Marcinowem i Abramowem Rosjanie triumfowali, jednak o dalszym rozwoju sytuacji na froncie zadecydowały sukcesy Sprzymierzonych na sąsiednich odcinkach frontu, gdzie niemiecka 47 Rezerwowa Dywizja Piechoty oraz 41 Dywizja Piechoty Honwedu przełamały rosyjskie pozycje i wymusiły generalny odwrót Rosjan w kierunku północno-wschodnim. 7 sierpnia, o godzinie 21.00 otrzymano rozkaz, by pozostawić w okopach do godziny 22.00 straże tylne i wycofać (pod ostrzałem przeciwnika) 12 pgren z pozycji. Pod osłoną I batalionu płk Romanowa zajmującego pozycje pod Ciotczą, pułk wycofał się przez Michów, Rawę i Giżyce w stronę Kocka. Węgrom pozostało jedynie zajęcie następnego dnia opuszczonych rosyjskich okopów i dalszy marsz w stronę Michowa.

Wkrótce do spalonych domostw zaczęła powracać miejscowa ludność, której udało się przeczekać bitwę w okolicznych lasach. W okolicach folwarku Marcinów oraz skrzyżowania dróg, oczom mieszkańców ukazał się "makabryczny widok ciał poległych w walce" "po starciu na szable", ciała poległych znajdowano także na innych odcinkach niedawnego frontu. Zanim na miejscu pojawiły się tyłowe oddziały austro-węgierskie, obowiązek pochowania zabitych przypadł właśnie miejscowym - ciała grzebano praktycznie tam gdzie leżały, przysypując je warstwą ziemi lub piachu. W większości był to rejon skrzyżowania dróg w Marcinowie, wyjątek stanowili polegli Rosjanie (zapewne w wyniku ostrzału artyleryjskiego, ewentualnie zmarli z ran) oraz nieliczni żołnierze austro-węgierscy, których pochowano w 18 mogiłach (w tym jednej zbiorowej) w rejonie śródpolnej kapliczki na północ od Abramowa. Niedługo potem na miejscu pojawiła się wojskowa "ekspedycja", która przystąpiła do porządkowania pobojowiska - rozproszone mogiły pod Marcinowem ekshumowano i przeniesiono na wspólny cmentarz przy skrzyżowaniu dróg, otaczając go "drutem kolczastym na dębowych słupach". Jak czytamy u Jana Struskiego, w późniejszym okresie "Austriacy oborali wokoło cmentarz płytkim rowem i obsadzili nad rowem wierzbami płaczącymi. Między wierzbami posadzili ładne krzewy. Wierzby i krzewy dobrze przyjęły się i rozrosły. Cienkie warkocze wierzb płaczących zwieszały się nad cmentarzem, tak jakby płakały nad ludzką niedolą. Krzewy między wierzbami wyrosły wysmukłe w górę i każdej wiosny zakwitały pięknymi, różowymi kwiatami". Do dziś zachowały się skromne pozostałości sporego ongiś cmentarza, na którym współcześni umieścili pamiątkowy obelisk z napisem "Pamięci żołnierzy polskich, rosyjskich i austryjackich, poległych w I-szej wojnie światowej - społeczeństwo Gminy Abramów w 70-tą rocznicę 1914-1984"


W porównaniu z tym, co widzimy dzisiaj, cmentarz zajmował pierwotnie znacznie większy obszar, z wydzieloną kwaterą zbiorową żołnierzy austro-węgierskich, 21 pojedynczymi mogiłami poległych Rosjan oraz dwoma grobami oficerskimi - rosyjskim i austro-węgierskim (ten drugi po wojnie ekshumowany przez rodzinę). Według oficjalnych szacunków pochowano tu 225 żołnierzy - w większości byli to żołnierze armii austro-węgierskiej. 


Opisanym wyżej pracom porządkowym nie podległy wówczas rosyjskie pochówki na północ od Abramowa - pochowanych tam Rosjan i żołnierzy austro-węgierskich ekshumowano dopiero w roku 1934, przenosząc wszystkie bądź większość pochówków na kwaterę wojenną na cmentarzu w Michowie. Sumując obydwie polowe nekropolie oraz doliczając do nich poległych, których z różnych przyczyn nie przeniesiono w te miejsca, możemy pokusić się o stwierdzenie, że w bitwie poległo ok. 300 żołnierzy - jak już wspomnieliśmy, byli to głównie poddani cesarza Franciszka Józefa I.

Bitwa pod Marcinowem i Abramowem, podobnie jak szereg innych starć z okresu I wojny światowej, należy do grona bitew, o których bardzo mało się wspomina, tym bardziej że nie miała ona praktycznie żadnego wpływu na przebieg działań wojennych. Mimo tego zasługuje jednak na upamiętnienie,  zarówno ze względu na piętno, jakie odcisnęła na okolicznych miejscowościach, jak również z racji dużej ilości poległych, którym należy się wieczna pamięć.

 

Bibliografia:

  1. Żurnał wojennych diejstwij 12-go Grenadierskogo Astrachanskogo Połka z 1-go januara po 31 augusta 1915 r., rękopis na www.gwar.mil.ru;
  2. Żurnał bojewych diejstwij 9-go Grenadierskogo Sibirskogo Połka z 1-go julja po 31 julja 1915 g., rękopis na www.gwar.mil.ru;
  3.  Deseő Lajos: A m. kir. szatmári 12. honvéd gyalog ezred, valamint menet- és népfölkelő ezredeinek története, Budapest, 1931;
  4.  Białoskurski Ödön: A m. kir. 37. honvéd tüzérdandár története 1914-1918 I. köt. A m. kir. 4. honvéd tábori ágyúsezred története, Budapest, 1939;
  5. A világháború 1914-1918, X. köt., Budapest 1928;
  6. Kozak Leszek, Obszar Gminy Abramów w dziejowym ujęciu, Abramów 2009;
  7. Kozak Leszek, Historia wsi Marcinów, Abramów 2011.
  8. Struski Jan, Pamiętniki o Łąkoci 1914-1945, Lublin 2013 


Zdjęcia:

  1. fot. własne Autora
  2. www.grwar.ru
  3. Internet